27.08.2012

Salvador Dali







Salvador Dalí, a właściwie: Salvador Domènec Felip Jacint Dalí i Domènech, marquès de Dalí de Púbol
Urodził się 11 maja 1904 roku w Figueres w Katalonii w Hiszpanii. Rok wcześniej jego rodzice stracili swojego pierworodnego syna, więc kiedy urodził się drugi syn, również dali mu na imię Salvador. Na dodatek traktowali go jak kopię swojego pierwszego dziecka, które zmarło przedwcześnie. "Drugi" Salvador nosił ubranka swojego brata i bawił się jego zabawkami. Być może też dlatego był tak bardzo adorowany przez swoich rodziców, że postrzegali go jako inkarnację brata. Dalí przez wiele lat, waściwie przez całe życie, zmagał się z identyfikacją siebie jako odrębnej jednostki.




Jego ojciec był notariuszem. Matka, jak większość ówczesnych kobiet, nie pracowała. Łączyła ich bardzo silna więź przez całe życie. W rodzinie była jeszcze jedna osoba, siostra Anna Maria.
1910 rok, rodzina artysty: (od lewej) jego ciotka Maria Teresa, rodzice,ciotka
Catalina (późniejsza druga żona ojca), siostra Ana Maria i babcia Ana

Dalí  miał charakter samotniczy. Całe tygodnie spędzał w maleńkiej pralni w domu rodiców. Tam tworzył swoje pierwsze rysunki na pokrywkach pudełek od kapeluszy. Drugim miejscem, gdzie lubił przebywać była mała miejscowość nad samym brzegiem morza: Cadaques. Znajdował się tam dom należący do przyjaciół rodziny Dalí. Miejsce wydawało mu się magiczne. Za plecami góry, z przodu zatoczka z wysepkami, brzegi porośnięte bujną roślinnością. Miał tam swój warsztat, gdzie dużo pracował, zajmowal go zwłaszcza problem światła. 


Cadaques, 1921


Za namową przyjaciół, rodzice zapisali syna do szkoły rysunku: Municipal de Dibujos. W wieku 13 lat miał już swoją pierwszą wystawę. I jako dziecko, i jako dorosły rysowal w każdej chwili. W tamtym okresie tematami jego obrazów był najczęściej pejzaż Cadaques i życie codzienne w Hiszpanii. Prócz tego kopiował mistrzów malarstwa z poprzednich wieków: Velazqueza, El Greco, Durera i Leonarda da Vinci.


Fiesta w Figueras,1921


W 1921 roku w Madrycie, wstępuje do Akademii Stuk Pięknych (Real Academia de Bellas Artes). Mnóstwo czasu spędza w muzeum Prado. Utrzymuje kontakty z grupą stworzoną przez Lorcę i Buñuela. W tym czasie po raz pierwszy zetknął się z teoriami Frueda, które później tak silnie odcisną się na jego sztuce. To wszystko wywiera na niego ogromny wpływ. Zmienia się jego malarstwo, sposób myślenia, a nawet sposób ubierania się. Ale po kilku latach zostaje wyrzucony ze szkoły za swoją arogancję i lekceważący stosunek do szkoły, kadra profesorska kompletnie go nie rozumie. Ale on miał już wiele wystaw i jego kariera nie zależały od żadnej szkoły.



Miód jest słodszy od krwi




W 1927 roku po raz pierwszy udaje się do Paryża, gdzie udało mu się spotkać Picassa. Pokazywał on Dalemu swoje obrazy. Robią na nim ogromne wrażenie. Jednak później zaczyna lekceważyć jego sztukę. W 1928 roku przeprowadza się do Paryża na stałe. W tym też roku powstał pierwszy surrealistyczny obraz Dalego: Miód jest słodszy od krwi. 






Z surrealizmem po raz pierwszy zetknął się poprzez katalońską awangardę głoszącą wywrotowe idee, a w działaniach twórczych inspiującą się wpływem podświadomości przywoływanej podczas snu. Dalego bardzo to zachwycało. W tamtym czasie maluje serię obrazów nawiązujących do tych idei, np. Wielki Masturbator. Są one pełne powójnych centymetrów, dziwnych maszyn połączonych z obciętymi głowami, fragmentów tułowiów lub ptaków w stanie rozkładu. Ta metoda jest w stanie łączyć różne lementy w jednej "rzeczy". W opisach swojej pracy rozwija metodę "paranoiczno-krytyczną" i maluje według niej. Esencja jego surrealizmu streszczała się w pieczołowitości przedstawiania detali oraz seksualnej obsesji w kombinacji z akademicką techniką i precyzją. Jego obrazy przedstawiają surrealistyczne idee przedstawione w bardzo charakterystyczny sposób. Płonące żyrafy albo miękkie zegary stały się jego znakiem rozpoznawczym. Bardzo szybko wyrobił sobie pozycję pośród francuskich artystów. Jednak w 1934 koledzy odwrócili się od nieo, zarzucając mu popieranie faszyzmu i... chciwość.


Wielki Masturbator, 1929


W 1929 roku w Cadaques Dalí spotyka Galę, swoją wielką miłość. Jej pełne imię to Helena Ivanovna Diakonowa. Urodziła się w 1994 roku w Kazaniu, była więc 10 lat starsza od Salvadora. W krótkim czasie zakochali się w sobie i postanowili już nigdy się nie rozstawać. Gala opuściła Paula Eluarda, swojego ówczesnego męża oraz córkę Cecylię i do końca życia była związana z Salvadorem. Była jego muzą i obiektem kultu. Była kobietą z jego snów. Dalí robił wszystko, aby ją odbić prawowitemu mężowi. Choć początkowo Gala nie była tym zachwycona, dość szybko zmieniła zdanie, dostrzegając w nim ogromny potencjał twórczy. 


Od tego momentu wszystkie twarze, rzeczy, kamienie, drzewa, miejsca, miasta miały profil, twarz albo inny element z wyglądu Gali. Była Madonną i świętą, dominującą i władczą kobietą. Dalí do tego stopnia był od niej uzależniony, że zrezygnował z kontaktów ze swoją rodziną, która nie uznawała małżeństw z rozwódką. Nie sposób niedocenić roli, jaką pełniła w jego życiu. Gdyby nie ona, prawdopodobnie przepadł z kretesem, niezdolny był bowiem do zajmowania się sprawami dnia codziennego, finansami i promocją. To jej należy przypisać jego sukces w Ameryce. Ich związek, a później małżeństwo było dość dziwne. Nie uprawiali seksu (niektórzy biografowie twierdzą, że doszło do jednego lub kilku zbliżeń), Dalí twierdził, że odczuwa przeogromny lęk przed kobiecymi genitaliami. Gala była zaś opętana seksem. Ustawicznie zatem znajdowała sobie rozmaitych kochanków. Za przyzwoleniem męża zresztą.


Portret Gali, 1954


Razem żyli w różnych miejscach na świecie, w Paryżu, Madrycie, we Włoszech (podczas wojny domowej w Hiszpanii) i osiem lat w Nowym Jorku (podczas Drugiej Wojny Światowej). Właśnie w Nowym Jorku Dalí wypowiedział swoje słynne zdanie: Jestem surrealistą. 


Dali i Gala w Nowym Jorku, 1954



Podczas pobytu w Nowym Jorku nie pracował wiele. Dużo podróżował i udzielał się towarzysko oraz ze wsparciem żony podejmował próby, zresztą bardzo skuteczne, sprzedaży swojej sztuki. Zdecydował, że zostanie "największą prostytuką" epoki. Projektował biżuterię, malował portrety znanych osób, przygotowywał nowe perfumy, napisał też swoją autobiografię. Stał się niezwykle popularny, między innymi poprzez odgrywanie roli błazna i dziwaka. Zarobił mnóstwo pieniędzy. André Breton stworzył gorzki i lekceważący anagram od jego imienia i nazwiska: "Avida Dollars" (chciwy na dolary).








W 1945 roku rozpocząl nowy etap: atomowy. Do swoich prac wykorzystywał opisy fizyki nuklearnej. Problemy podziału materii ciągle roważa w obrazach z lat 40. i 50. Pod koniec lat 50. jest zafascynowany osiągnięciami optyki. W 60. miesza temety religjne z odkryciami dotyczącymi DNA. W 70. eksperymentuje z holografią i stereoskopią jako nowymi mediami ekspresji.


Galatea sferyczna, 1952


W 1982 roku umiera Gala. Mimo, że od kilku lat nie mieszkali razem (Gala w Púbol, Dalí w Cadaques) Salvador nie potrafi żyć bez niej. Gala pod koniec życia zachowywała się co najmniej dziwnie. Podawała mężowi dziwne środki odurzające, czasem amfetaminę, uważając, że to go "leczy".
Dalí zamyka dom w Cadaques i przeprowadza się do Púbol, zamku, który jej podarował. Przestaje malować i udzielać się publicznie. 

Umiera w 1989 roku i zostaje pochowany w swoim Teatro-Museo w Figueras (otwartym przez niego w 1974 roku jako muzeum poświęcone własnej sztuce: obrazom, instalacjom, biżuterii).



23.08.2012

Magdalena Samozwaniec










      "Nie ma kobiet
                  niezrozumiałych, 
       są tylko mężczyźni 
                         niedomyślni." 






    
Wszyscy znają Marię Jasnorzewską-Pawlikowską. Ale już nie wszyscy jej siostrę Magdalenę Samozwaniec. Obie były córkami Wojciecha Kossaka, wnuczkami Juliusza Kossaka.

Juliusz Kossak to jeden z najwybitniejszych polskich malarzy. Malował głównie sceny batalistyczne, sceny rodzajowe i portrety. Można jednak powiedzieć, że głównym bohaterem jego obrazów jest koń.
Wojciech Kossak poszedł w ślady ojca. Jego obrazy koncentrują się również wokół tematyki batalistycznej i związanej z końmi. Często malował też protrety, choć trzeba przyznać, że główną motywacją tych obrazów były względy finansowe.


Magdalena Samozwaniec (z domu Kossak) urodziła się 26 lipca 1984 roku w Krakowie. Była pisarką satyryczną. Sławę zdobyła publikując pierwszą swoją książkę "Na ustach grzechu" będącą parodią popularnej w tamtych latach "Trędowtej" H. Mniszkówny.

Przed wojną współpracowała z pismami satyrycznymi "Cyrulikiem Warszawskim" oraz "Szpilkami". Życie międzywojenne opisała w zbeletryzowanej autobiografii "Maria i Magdalena".



Trzeba jasno powiedzieć, że Madzia, jak nazywała ją rodzina, przyjaciele i jak ona sama mówiła o sobie, to osoba fascynująca. Jednym się podoba, innym nie. Opinie osób, które ją znały są podzielone. Ale to chyba znaczy, że była prawdziwym człowiekiem. Z wadami i zaletami.

Jej niezwykła przyjaźń z siostrą, Lilką, też nie była nieskazitelna. Wielokrotnie kłóciły się, obrażały, ale zawsze potrafiły wszystko sobie wybaczyć i, jak to prawdziwe kobiety, obsypywać prezentami na przeprosiny.

Magdalena była kobietą niezwykle inteligentną i, jak na tamte czasy, bardzo nowoczesną. Uprawiała sporty, sama się utrzymywała (no, może poza momentami, gdy musieli jej pomagać rodzice, gdy wydała za dużo na stroje lub inne przyjemności), dużo podróżowała, paliła papierosy, dwukrotnie się rozwodziła, a na koniec wyszła za mąż za mężczyznę 20 lat od niej młodszego.

Jednak cokolwiek robiła, nie wynikało to z chęci szokowania innych, ale z potrzeby serca, z przekonania. I to bardzo mnie do niej przekonuje.


Czytanie jej książek to czysta przyjemność. Są napisane lekko, inteligentnie i zabawnie. Czytałam kilka jej książek wiele lat temu, jako nastolatka. Owszem, podobały mi się wówczas, ale chyba większości rzeczy nie rozumiałam. Bo pod warstwą lekkiej treści, wiele jej książek mówi o rzeczach najważniejszych: miłości, lojalności, prawie do wolności i niezależności. Czyli: samo życie. Teraz przeczytałam ponownie parę z nich, a mam zamiar przeczytać wszystkie. Świetna lektura na wakacje, świetna lektura na długie zimowe wieczory, świetna laktura zawsze!



Książki:
1.
Na ustach grzechu: powieść z życia wyższych sfer towarzyskich, Kraków 1922
2. Czy chcesz być dowcipny? Straszliwe opowieści „na wesoło”, Warszawa 1923
3. Malowana żona, Warszawa 1924
4. Kartki z pamiętnika młodej mężatki, Warszawa 1926
5. Starość musi się wyszumieć, Warszawa 1926
6. Mężowie i mężczyźni, Warszawa 1926
7. O kobiecie, która znalazła kochanka: powieść osnuta na tle najbliższej, nieokreślonej bliżej przyszłości. Rzecz dzieje się w Krakowie, Warszawa 1930
8. Wielki szlem: powieść tylko dla brydżystów, Warszawa 1933
9. O dowcipnym mężu dobrej Ludwiki: powieść, Warszawa 1933
10. Ponura materialistka: nowele, Poznań 1934
11. Świadome ojcostwo, Warszawa 1936
12. Maleńkie karo karmiła mi żona, Warszawa 1937
13. Wróg kobiet, Warszawa 1938
14. Piękna pani i brzydki pan, Warszawa 1939
15. Królewna Śmieszka, Kraków 1942
16. Fraszki Magdaleny Samozwaniec. Wiek XX, Kraków 1944
17. Tylko dla kobiet, Katowice, 1946
18. Błękitna krew, Kraków 1954
19. Moja wojna trzydziestoletnia, Warszawa 1954
20. Maria i Magdalena, Kraków 1956
21. Tylko dla mężczyzn, Katowice 1958
22. Młodość nie radość: powieść satyryczna, Warszawa 1960
23. Czy pani mieszka sama? Katowice 1960
24. Pod siódmym niebem, Warszawa 1960
25. Tylko dla dzieci: wiersze i bajki satyryczne dla młodszych i starszych, Kraków 1960
26. Komu dziecko, komu? Powieść satyryczno-obyczajowa, Warszawa 1963
27. Tylko dla dziewcząt, Warszawa 1966
28. Szczypta soli, szczypta bliźnich, Warszawa 1968
29. Krystyna i chłopy, Warszawa 1969
30. Zalotnica niebieska, Warszawa 1973
31. Łyżka za cholewą, a widelec na stole: mała kulinarna silva rerum, Kraków 1974
32. Angielska choroba, Warszawa 1983
33. Baśnie, Warszawa 1987
34. Z pamiętnika niemłodej już mężatki, Warszawa 2009 (przygotowane do druku przez Rafała Podrazę, ciotecznego wnuka Magdaleny Samozwaniec)
35. Moja siostra poetka, Warszawa 2010 (przygotowane do druku przez Rafała Podrazę, ciotecznego wnuka Magdaleny Samozwaniec)

16.08.2012

Fotografia

Historia fotografii


Pierwszym paratem fotograficznym było zwykłe pudełko z dziurką. Nazywało się: camera obscura, póżniej nazywana również kamerą otworkową. Najstarszy opis, który przetrwał do naszych czasów znajduje się w rękopisie arabskiego matematyka Alzhazena z Basry. Najprawdopodobniej napisał go w 1020 roku! Jak widać fotografia to wcale nie taki nowoczesny wynalazek. 



W Średniowieczu służyła astronomom do śledzenia ruchów gwiazd i jako pomoc w wykonywaniu rysunków. Podobno używał jej Mikołaj Kopernik. Leonardo da Vinci wykorzystywał ją do wykreślania perspektywy na swoich rysunkach i obrazach. Niestety nie znano metody na utrwalenie obrazów pojawiających się w tym aparacie. 





Rok 1839 uważ się za datę "wynalezienia" fotografii. Louis Daguerre utwalił obraz na warstwie jodku srebra na płycie miedzianej. Obrazy uzyskane w ten sposób na jego cześć nazywano dagerotypiami. Takie obrazy powstawały jednak tylko w jednym egzemplarzu. Nie można ich było bowiem kopiować.


Tak wyglądała camera obscura, którą Daguerre naświetlał swoje pierwsze dagerotypy



Błonę światłoczułą wprowadzono dopiero w 1889 roku. Ale prawdziły przełom nastąpił w 1925 roku. Wówczas pojawił się aparat małoobrazkowy na błonę 35 mm wyprodukowany przez firmę Leica. Fotografia stała się dostępna dla wszystkich. Nie tylko ze względu na łatwość wykonywania zdjęć, ale również z pwodow finansowych. Zdjęcia robili wszyscy. I biedni i bogaci.

Leica, 1932


Pierwsze zdjęcia były oczywiście czarno-białe. Jednak już w XIX wieku pojawiali się pionierzy fotografii kolorowej! Sergiej Prokudin-Gorski na początku XX wieku wędrował po całym Imperium Rosyjskim i dokumentował życie jego mieszkańców. Specyficzną metodę robienia zdjęć kolorowych opracował Polak Jerzy Szczepanik. Na jej podstawie firma Kodak wprowadziła do sprzedaży pierwszy film kolorowy Kodakchrome w 1928 roku. Firma Agfa lekko ulepszyła patent Polaka i wypuściła aparaty małoobrazkowe Agfacolor.

Prokudin-Gorski, 1909


W 1963 roku wprowadzono natychmiastowy materiał kolorwy firmy Polaroid.

Sztuka fotografii
Już na początku XX wieku ludzie uświadomili sobie, że fotografia to coś więcej niż tylko odwzorowanie rzeczywistości. Wykształciła się specyficzna estetyka fotograficzna. Choć przez wiele lat była uważana za coś gorszego od malarstwa, z czasem zdobyła duże uznanie i ostatecznie granice między nimi się zatarły.

Na przestrzeni lat rozwinęły się różne style. Artyści poszukiwali nowych idei i nowych środków wyrazu. Bardzo chętnie eksperymentowali z fotografią rosyjscy przedstawiciele awangardy: Aleksandr Rodczenko i El Lissitzky, amerykański dadaista: Man Ray lub węgierski konstruktywista Laszlo Moholy-Nagy. To właśnie oni stworzyli podwaliny nowoczesnej sztuki fotograficznej. 

Aleksandr Rodczenko

Laszlo Moholy Nagy, 1930

Man Ray, 1926


14.08.2012

Umówiłem się z nią na 9...

... czyli kartki z albumu.

Materiały prezentowane na wystawie pochodzą ze zbiorów:
 Archiwum Państwowego m.st. Warszawy i Narodowego Archiwum Cyfrowego

13.08.2012

Umówiłem się z nią na 9...

... czyli wystawa o tym, jak bawiła się Warszawa przed wojną. Częśc pierwsza


17 lipca, na międzymurzu przy placu Zamkowym otwarta została wystawa zdjęć dotyczących zabawy w okresie międzywojennym. Dotyczy ona nie tylko, jak można by w pierwszej chwili pomyśleć, wyłącznie nocnych klubów, kawiarni lub teatrów, ale również popołudniowych potańcówek na świeżym powietrzu, plażowania nad brzegiem Wisły i piknikowania nad Świdrem.












W okresie międzywojennym życie kawiarniane kwitło w skali dzisiaj nieznanej. Ziemiańska, U Wróbla, Blikle oblężone były w godzinach południowych i wczesnych popołudniowych. Po południu odbywały się tzw. "fajfy", np. w Cafe Adria. 



Orkiestra jazzowa Leona Mitelsbacha "The Okey Band", 1936

Wieczorami neonami rozbłyskiwały dancingi (Adria, Arizona), które obowiązkowo należało zmienić co najmniej kilka razy. Niektórzy zaglądali do niezwykle popularnych kabaretów: Qui Pro Quo lub Morskiego Oka słynącego z efektownów schodów i tancerek z piórami. W hotelach (np. Europejskim) odbywały się rauty i bale. Wieczorami w Adrii furorę robiła obrotowa scena taneczna. Zabawa kończyła się o świcie.










W tamtych latach bawili się wszyscy. Od arystokracji do robotników. Każda grupa społeczna miała swoje ulubione miejsca, dopasowane do gustów publiczności repertuarem i cenami. 
















Ale do kina chodzili wszyscy. Pojawienie się pierwszych filmów mówionych spowodowalo lawinę komentarzy. I to nie zawsze pozytywnych. Projektory warczały, dźwięk był niewyraźny. Początki były trudne :) 




Kino Europa na rogu Nowego Światu 63 i Świętokrzyskiej, 1938



W niedzielę, od pierwszych ciepłych dni, zaczynały się wycieczki za miasto. Można powiedzieć, że cała Warszawa, objuczona koszykami z prowiantem, kocami i innym niezbędnym sprzętem wypoczynkowym ciągnęła nad nadwiślańską plażę, na przejażdżki statkami kursującymi po rzece, do lasku Bielańskiego albo na wyścigi konne, które wówczas jeszcze odbywały się na Polach Mokotowskich.



Plaża braci Kozłowskich, lipiec 1926

"Stołeczna Estrada" przeprowadziła ankietę pośród zwiedzających. Okazuje się, że najbardziej pożądaną formą rozwrywki, do której chcialiby powrócić są "potańcówki" na żywo, na świerzym powietrzu (47%). Na rejsy łodzią po Wiśle skusiłoby się ok. 38%, a co czwarta osoba życzyłaby sobie uczestniczyć w pikniku. Co ciekawe, zdaniem większości ankietowanych najlepszym miejscem na te wszystkie aktywności są plaże nad Wisłą, zaraz za nimi plasują się parki i skwery, 25% chciałaby, aby życie kawiarniane znowu rozkwitło.




Dzisiaj, 13 sierpnia, wystawa została zamknięta. Kto nie widział, może już sobie tylko o tym poczytać :)



Materiały prezentowane na wystawie pochodzą ze zbiorów:
 Archiwum Państwowego m.st. Warszawy i Narodowego Archiwum Cyfrowego

10.08.2012

Rady i porady

Karakony - jak tępić
Karakony czarne i żółte małe – najpraktyczniej wytępić w kuchniach przez wprowadzenie mrówek. Trzeba je przynęcić cukrem, rozsypawszy wzdłuż małe pasemka, a w przeciągu paru dni mrówki w walce o żywność wytępią wszystkie te obrzydliwe owady. W tym wypadku – mrówki są bardzo pożyteczne. 
Moja przyjaciółka, nr 18, 1934

Jak się pozbyć potem mrówek, redakcja nie podaje :)


Bąble po komarach
Bąble po komarach smarować roztworem amonjaku i mentolu, o ile jednak bąbel został rozdrapany do krwi, stosować stabilizowaną wodę utlenioną.

Moja przyjaciółka, nr 13, 1934


Kanapki z ogórkiem
Przepuścić przez maszynkę 2 ogórki, pół zielonego pieprzu i cebulę. Odcedzić, osolić dodać pieprzu i octu. Chleb razowy, cieniutko krajany, smarować masłem, kłaść plasterek szynki i na to warstwę masy ogórkowej. Pokryć zwierzchu drugim kawałkiem chleba.


Moja przyjaciółka, nr 13, 1934

Styl życia

Lata 20 to zupełna zmiana stylu życia zarówno mężczyzn, jak i kobiet. A może zwłaszcza kobiet. Mimo, że w wielu krajach uzyskały już prawa wyborcze, kwestia wolności, niezależności, prawa do edukacji seksualnej i emocjonalnego uniezależnienia od mężczyzn, to kwestie ciągle dyskutowane i w takiej czy innej formie obecne w niemal każdym domu. 


Kobiety w krótkich włosach, kobiety w spodniach, z papierosem w ustach, coraz więcej kobiet na uczelniach, coraz więcej kobiet pracujących i to w zawodach do niedawna postrzeganych jako typowo męskie. Do tego stylu życia musiała dopasować się moda. Nie chodzi tylko o spodnie, czy typowo męskie ubrania. Zmieniła się cala koncepcja damskiego ubioru. Kobiety uwolniły się z gorsetów, długich sukien, falbanek i okropnej bielizny! Ubrania stały się miękkie, wygodne, z nieznanych dotąd tkanin. Wówczas mówiono, że to styl chłopczycy. Teraz wydają się urocze, zwiewne i kobiece.


Nie można zapominać o makijażu. To wtedy kobiety porzuciły czystą naturalność, na rzecz ciemnych oczu i czerwonych ust. Chciały wyglądać pociągająco, seksownie i tajemniczo.


Bo tajemnica to jeden z ważnych prądów tamtych lat. Coraz częściej ludzie interesowali się okultyzmem, a nawet magią. Karty tarota, astrologowie, media kontatujące się z zaświatami, to była niemal codzienność. Jak grzyby po deszczu pojawiały się tajemnicze loże okultystyczne. Wszędzie organizowano wieczorki z wirującymi stolikami.


Na tym gruncie wzmogła się popularność Madame Blavatsky i jej światopoglądu religijno-filozoficznego zwanego Teozofią. Teozofia łączyła elementy buddyzmu i neoplatonizmu. Jej mottem było: Nie ma religii wyższej niż prawda.

Teorii tej przeciwstawił się Rudolf Steiner tworząc antropozofię, której podstawowe idee zostały przyswojone prez znaczną ilość osób, stając się podstawą dla ruchu New Age.

Karta tarota z serii Tarot Viscontsforza



Prócz pracy zawodowej, tajemnic i filozofii, kobiet zainteresowały się sportem. Pływały, grały w tenisa, jeździły na rowerze. 




W latach 20 kobiety uzyskały prawo do odsłaniania ciała. Skończyły się gorsety, pończochy i długie spódnice. To była wolność! Kostium kąpielowy! Co prawda jeszcze jednoczęściowy i dość dużo zasłaniający, ale pozwalający na swobodną kąpiel w morzu lub basenie i aktywne uczestnictwo w przerónych grach plażowych.


Na koniec zostawiłam nocne kluby i inne lokale, do których uczęszczaly kobiety i mężczyźni. Był to przecież czas zabawy, nowych tańców i nowej muzyki. Niezwykle popularne "Przedsiębiorstwo kawiarniano-dansingowo-kabaretowe" przy ulicy Moniuszki w Warszawie, czyli słynna Adria, codziennie przyjmowało ok. 2,5 tysiąca gości. Niektórzy twierdzą, że taką popularność zawdzięczało obrotowej scenie tanecznej, inni, że była to zasługa zimowego ogrodu pełnego egzotycznych roślin i ptaków.

Bal prasy, Adria, 1937

Jakkolwiek przeróżne ograniczenia dotyczące kobiet były jeszcze mocno osadzone w świadomości społeczeństwa, to jednak życie musiało być wówczas wesołe, radosne oraz pełne poczucia wolności i możliwości. Wojna pomału odchodziła w niepamięć. I nikt nie wierzył, że jakakolwiek wojna w Europie jeszcze kiedyś się rozpęta.


Przepisy


TORCIK WIEDEŃSKI "PISCHINGER"
      Prawie w każdym sklepie delikatesów można obecnie dostać lekkich a n d r u t ó w, zwanych w Warszawie opłatkami karsbaldzkiemi. Ktoby na prowincji nie mógł ich dostać, niechaj zagniecie ciasto z półtorej szklanki mąki, pół szklanki cukru i takiej ilości śmietany, aby ciasto bylo twarde, jak na makaron. Rozwałkować to ciasto cienko, jak papier i upiec pod blachą pięć placuszków rozmiaru talerzyka desrowego. 

      20 deka czekolady utartej rozgotować w filiżance śmietanki, dodać łyżkę śmietankowego masła, wymieszać dokładnie i rozdzielić na dwie połowy. Do jednej dodać 10 deka zmielonych migdałów słodkich, lub orzechów laskowych i smażyć dalej, aż nieco zgęstnieje, posmarować tą masą cztery andruty, złożyć jeden na drugi, piątym przykryć. Drugą połowę przesmażyć oddzielnie, gęstniejącą posmarować wierzch i boki torciku, zanim zastygnie polewa, ubrać kilku migdałami, lub orzechami, zależnie od tego czego dodałyśmy do masy.

9.08.2012

Al Capone w Warszawie

Recenzja


Dziś  o latach trzydziestych pośrednio. Poprzez książkę. Książkę napisaną współcześnie, której akcja rozgrywa się w 1938 roku. "Al Capone w Warszawie" Artura Górskiego to kryminał, w którym pojawia się dwoje bohaterów: komisarz Wars i podkomisarz Sawicka. On - spokojny tradycjonalista, ona - rozpasana, błąkająca się wieczorami po warszawskich lokalach feministka. Wydawałoby się, że tak kontrastowa para będzie doskonałym punktem wyjścia do stworzenia świata, od którego poznawania czytelnik nie będzie chciał się oderwać. A jednak dość szybko okazuje się, że postaci są papierowe, jednowymiarowe. Ich zachowania, niezależenie od okoliczności, takie same. Dialogi, zwłaszcza między głównymi bohaterami, oparte na podobnym schemacie. Niemal nigdy nie wyłamują się z ram raz ustalonej koncepcji. Dialogi momentami są wręcz sztywne. Być może wynika to z faktu, że autor koniecznie chciał wprowadzić dużo informacji historycznych i rozmowy policjantów toczą się częściej wokół nocnego życia pani podkomisarz, zabawnych historyjek Wiecha, czy wzajemnych złośliwości, niż wokół pracy, którą mają do wykonania. Momentami odnosi się wrażenie, jakby wątek kryminalny był poboczny. Co dziwne, przy tych wszystkich szczegółach, mało dowiadujemy się o dwójce bohaterów. Widzimy ich powierzchownie i nawet trudno powiedzieć czy darzymy ich sympatią czy nie. 

Czy w książce kryminalnej należy oczekiwać pogłębionego rysu psychologicznego? Pewnie niekoniecznie. Pod jednym wszakże warunkiem: że nie jest to drażniące i, mimo szkicowego opisu rzeczywistości, jesteśmy skłonni w nią uwierzyć. Przynajmniej na czas lektury. W książce Artura Górskiego mało zróżnicowane sposoby zachowań i przewidywalność reakcji zdecydowanie utrudniają to zadanie. Zwłaszcza, że otoczenie, w którym rozgrywa się akcja opisywane z użyciem dużej ilości szczegółów. Na jego tle monotonia bohaterów przejawia się jeszcze silniej. 

Informacje dotyczące Warszawy z końca lat 30. robią wrażenie. Wielokrotnie pojawiają się na kartkach książki  rozmaite lokale rozrywkowe, np. osławiona i znana chyba wszystkim Adria, czy nieco mniej elegancki, ale słynący ze znakomitego jedzenia, bar Pod Setką. Znajdujemy tu informacje dotyczące ówczesnej zabudowy stolicy, rozkładu ulic, filmów wyświetlanych w kinach, amantów tychże filmów, jak Eugeniusz Bodo czy Jadwiga Smosarska, popularnych piosenek, miejsc, gdzie można kupić modny kapelusz oraz jakim samochodem jeżdzić, żeby zrobić kolosalne wrażenie. Dla każdego wielbiciela, czy choćby sympatyka tamtych czasów, to ogromna zaleta. 
"Sposób podania" tych szczegółów jest jednak nieco rozczarowujący. Można odnieść wrażenie, że niektóre sceny lub dialogi zostały stworzone wyłącznie po to, aby wspomnieć o tym czy o tamtym. Aż prosi się o trochę więcej zręczności we wplataniu tych informacji do opisów lub dialogów. Tak, by budowały rzeczywistość w sposób niemal niezauważalny, miękko wślizgując się pomiędzy wydarzenia. Być może jest tych szczegółów po prostu za dużo. Być może powinny pojawiać się z większym uzasadnieniem wynikającym z akcji lub budowania postaci.

Żeby jednak wyłącznie nie narzekać, trzeba przyznać, że autor posiada rozległą wiedzę na temat okresu międzywojennego. Książkę, mimo wspomnianych wcześniej zastrzeżeń, czyta się lekko, akcja jest wartka, czytelnik nie utyka w zawiłościach detali dotyczących śledztwa, atmosfera jest pogodna, jednym słowem doskonała lektura na wakacje, urozmaicająca pobyt nad morzem lub po prostu na letnie niedzielne popołudnie.

5.08.2012

List z Paryża



PULL-OVER
Pull-over na widowni, pull-over w pełnym ruchu – w magazynach, na wystawach, na ulicy, w dancingach a nawet i w teatrach.
Bo to moda i nikt tym razem nie zaprzeczy, że nad wyraz udana.
Kiedy mówimy o pull-overach, czy nie macie przed sobą, Szanowne Panie, reminescencji zwykłych wełnianych swetrów z trykotu szarego, lub beige, pozbawionych wszelkiej elegancji, obcisłych u szyi, obcisłych u dloni, obcisłych wszędzie i które mocno przypominają sportowe trykoty.
A jednakże, jak bardzo daleko odeszliśmy w dzisiejszej koncepcji od tych prostych modeli bez szyku, bez wdzięku, bez kobiecości.






Dzisiejszy "pull-over" stał się niezbędnem akcesorjum toaletowem, i rzeczywiście biorąc pod uwagę doniosłość i różnorodność jego użytków, jest on często mylnie uważany za bluzę lub "vareuse", ta ostatnia jednak pozwala na więcej fantazji w kroju, bo widzimy je marszczone na bokach, a inne wyrzucane w pasie; "Vareuse" z materiału bogato haftowanego może służyć za wieczorowy użytek np. na obiad proszony – a "pull-over" ma właściwie skromniejsze aspiracje, co bynajmniej nie znaczy, że traci on na elegancji; bynajmniej, ostatnie modele są szczytem wykwintu.
Jedną z cech kompozycyj tualetowych tego sezonu, są bezwzględnie ciekawe połączenia materjałów różnorodnych, jak na przykład pull-over z jedwabnego trykotu ze spódnicą z crepe de chine'u, albo też – do białej tualety ze spódnicą i rękawami plisowanemi, rodzaj "maillot" bez rękawów robiony z jedwabiu idącego stopniowo od seledynu do "vert empire", od słomkowego do pomarańczowego, od lila do fiołkowego. (rys. 1)
Jeden z wielkich mentorów tutejszej mody, miał śmiałą ideę połączenia ciemnego jersey'a z wzorzystym woalem; tenże woal znajduje się na kamizelce, przy szyi i mankietach. (rys. 2)


Wreszcie w licznych modelach idea odmiennych obramowań od tła ogólnego, znajduje chętnie zastosowanie.
Tak naprzykład "pull-over" oblamowany skórą która w kolorze mocno odcina się od całości, co wraz z guziczkami w tym samym tonie daje całość nad wyraz udaną. (rys. 3)
Tak, "pull-over" jest panem sytuacji; pull-over dyktuje światu kobiecemu nieubłagane prawa.
O nim się mówi, o nim się myśli, o nim się marzy. Jest młodociany, wdzięczny, twarzowy.
A zresztą anglo-saksoński dźwięk tego słowa dodaje mu sprytu i snobizmu. To moda...
Sekwa